Rowery Kamiński

Z Cronique.pl
Skocz do: nawigacja, szukaj

Wstęp.

Tak się utarło, że jak zgłosi się hasło: "mam przedwojenny rower", to zwykle padają pytania: czy ma drewniane koła ? i czy jest to Kamiński ? Ponieważ sytuacja jest powtarzalna, to zaczęło mnie to zastanawiać. Jeśli bowiem spojrzeć by na fakty i jakoś je zracjonalizować to okazałoby się, że statystycznie rzecz ujmując, czyli biorąc pod uwagę skalę produkcji to synonimem przedwojennego roweru powinien być Łucznik czy jak kto woli PWU na metalowych kołach. Z drugiej strony nie da się ukryć, że rowerów Kamińskiego jest dużo, sporo wiec o nich wiadomo. Wygląda tez na to, że być może jest to specyfika środowiska Warszawskiego. To opracowanie jest próbą podejścia do tematu.

Postawmy zatem kilka konkretnych pytań.

Po pierwsze, którego Kamińskiego mamy na myśli ? Mamy mocne dowody na istnienie trzech, a na pewno co najmniej dwóch :)

A Kaminski.jpg J.Kaminski.jpg Z.Kaminski.jpg

Mówiąc Kamiński myślimy na ogół o A Kamińskim czyli Adamie Kamińskim i wytwórni w Warszawie. Tych rowerów jest jak wspominałem sporo lecz literatury ich dotyczącej niestety nieproporcjonalnie mało. Moje zetkniecie z rowerem Kamińskiego było bardzo prozaiczne. Rower po prostu stał na strychu :) jak Niemcy popsuli w 1939 roku komunikacje w Warszawie używając w tym celu bombowców, mój ojciec wyposażył się w ten rower. Zaparkował go na strychu u dziadków i tam sobie stał. Tam tez go zastałem kiedy nauczyłem się odwiedzać strych... Próbowałem na nim jeździć i pamiętam, że wszystko było super za wyjątkiem relatywnie słabych hamulców, a właściwie słabego hamulca. Z rowerem przeprosiłem się po latach, kiedy los rzucił mnie do wynajętego mieszkania na linii ulicy Żelaznej (w Warszawie), która kursował jeden autobus i na dodatek dość swobodnie traktujący rozkład jazdy :) zacząłem go używać na co dzień i właściwie wszystko było bez zarzutu z ogumieniem włącznie, rower wówczas był na oponach fartuchowych 26 x 1 3/4. jeden przypadek awarii to było odpadnięcie lewego pedału od korby na wertepach utworzonych przez torowisko na skrzyżowaniu Marchlewskiego i Świerczewskiego. Sprawny spawacz z ulicy Wroniej wyleczył sprawnie tę dolegliwość... Było to w roku 1981. Na początku grudnia tegoż roku straciliśmy to mieszkanie co było konsekwencja pewnych działań przygotowywanych przez pewnego generała. Rowery wylądowały w piwnicy na Muranowie a my rozpoczęliśmy tourne po mieszkaniach, gdzie o trzymaniu roweru można było zapomnieć. Po kilku latach zaparkowaliśmy na stałe w domu dziadków i tam tez wrócił rower (i towarzysząca mu damka mojej babki marki Łucznik). Nie parkował już w tym samym miejscu na strychu, ale nadal w tym samym domu. Roweru używałem dość regularnie na dodatek założyłem na fajkę kierownicy drugie siodełko, na którym woziłem córkę, co w onych czasach nie wymagało aż tak heroicznego bohaterstwa jak dzis bowiem ruch samochodowy był mniejszy a kierowcy nawet autobusów nie byli jeszcze tak agresywni w stosunku do rowerzystów, których było w sumie dość niewielu. Wtedy zacząłem już jeździć na co dzień innymi rowerami, a Kamiński stopniowo doczekał się gruntownej renowacji. Mogło to być w roku 1985 może 1986 więc jakby nie patrzeć już lata temu... W takiej postaci rower mieszka sobie w domu do którego ojciec przyprowadził go w roku 1939. Nie jestem do końca zadowolony ze sposobu jego odnowienia i cały czas się zastanawiam czy by tego procesu częściowo nie powtórzyć...

Mój Kamiński: